10/26/2009

powroty

Wczoraj nie czułam się najlepiej dlatego zawijam na szyje porządny szalik, gruby płaszcz na plecki, rajstopki pod spodnie... jestem u siebie... Polska wita mnie niemrawa pogoda a ja odpowiadam jej na to "I tak idę pograć na akordeonie do lasu".
Zapinam buty i ide... Tak szybko, szybko... na moja polane... te na której tyle się działo gdy byliśmy o te kilka młodsi... pierwsze raniące serducha plotki, pierwsze tanie wino, pierwsze całowanie na nietrzeźwo... Jestem... polana jak zawsze zielona ... ale się zmieniło... małe sośniaki które wtedy nie dorastały nam do pięt, wyciągnęły się w górę i mówią mi " No i co mała, zdziwiona?" No, zdziwiona i to jak... o nie...
Na samym środku polany, tam gdzie kiedyś stal ogromny stary konar, który odsiadywaliśmy jak ptaki i snuliśmy historie mniej lub bardzie prawdziwe, dziś jak najprawdziwiej , stoją fundamenty domu... betoniarka, wiertarka i dwóch robotników i tutejsze ptactwo, spierają się o to kto głośniejszy ... przecież to nasza polana!!! nasza! nie ze czyjaś tylko na wyłączność!!! polana stanie się ogrodem jakiś nowobogackich... sumienie mówi mi ... to mogli by być twoi rodzice... gówno ! to była nasza polana! Akordeon spręża się w torbie i już wiem że nie będzie dziś grał ... nie na CZYJEJŚ polanie...

Przechodzę jeszcze tradycyjna trasa... ile tu grzybów... trzeba było wziąć aparat a nie akordeon! pięknie! wszystkie inne... szkoda ze żaden jadalny...

Wracam... zła, że to nie tak jak sobie wyobraziłam... nasza polana... czyjś ogród... posiadłość prywatna... zakaz grania na akordeonie... zakaz całowania się w krzakach... uwaga groźny pies... szlag by to...

no nic wracam... a blokersi jak stali tak stoją... chłopaki mam wrażenie nie ruszyli się stad od 10 lat... stoją w klatkach i szukają różowej rzeczywistości... coś przypalą a tu ciągle szaro... te same kurtki, te same buty, te same fajki... tylko wszystko drożej kosztuje... a może to naprawdę ci sami... może podejdę i powiem "Cześć" z tym samym tonem z którym należało zawsze witać kumpli, czasem lubianego starszego brata... może to oni... Nie, nie... minęło przecież dziesięć lat...

Boże, zdaje sobie sprawę z tego ze nikogo już tu nie ma...
Przechodzę obok słupa ogłoszeniowego... stary dobry kumpel... zawsze ma jakieś pomysły na wieczór... Ooo! Lada Gorpienko... znam ja z Krakowa ... cudnie śpiewa Okudzawe... ktoś domalował jej penisa a data jest zdarta i niewidoczna... dupki!...
Zato plakaty "Disco w Mlynie", "Mega Party Mix" i inne zapraszaja cycatymi dziuniami i sa nieziemsko widoczne...

Zloszcze sie na Polske bo juz sama nie wiem czym ona jest... tu siedzi jakiś taki Szarak, ktory nie pozwala ludziom stac sie wolnymi... dla siebie i dla innych... i jeszcze ta przyjaźń polsko- amerykańska... no żart jakiś...
Coś mnie tu przeraza... Dobrze ze Falubaz został Mistrzem Polski... jakoś lżej się idzie po ulicy wylanej uśmiechami ludzi... o ile łatwiej...

1 komentarz:

  1. Misiu! Odezwij się i napiszże coś na blogu!!!
    Buziam!!!

    OdpowiedzUsuń