8/21/2009

Czarna kawa w europejskim sloncu...

Mija sporo czasu odkad to wiemy ze slonce jest jedno, a kawa ktora pijemy jest towarem importowanym... Ku memu zdziwieniu slonce choc to samo tu w Europie co w Azji nie swieci i nie ogrzewa w ten sam sposob, a kawa ktora choc pochodzi z tamtad nie smakuje tutaj tak jak tam!
Ni lepiej ni gorzej lecz innaczej...smakuje innaczej...
Po powrocie z dalekich podorzy ludzie pytaja "No i jak jak bylo? Lepiej u nas czy lepiej tam?" I z calych sil probuje znalezc odpowiedz na to pytanie i z calych sil nie potrafie... gdzie lepiej? gdzie?
I dochodze do jednego wniosku... ni lepiej ni gorzej... innaczej... wszystko smakuje poprostu innaczej...
Od malego tak uporczywie uczymy sie preferencji, oceny, krytyki... kawa czy herbata, czarny czy bialy, gory czy morze, zima czy lato? I mala istota glowi sie, mysli, rozwaza argumenty i wybiera... Biala kawa nad morzem w lecie jest tysiac razy lepsza od czarnej herbaty w gorach zima... tak zdecydowanie tak... I wszyscy ktorzy uwazaja innaczej niz ja gleboko sie myla...
Od malego nauczeni lubic to a nienawidzic tamtego, zatracamy to co moglabym nazwac nieustajaca radoscia ze wszystkiego co nam sie przydarza... niezaleznie od smaku, koloru, polozenia geograficznego czy pory roku...
Dlatego odpowiadam tak jak w Polsce , tak we Francji i w Indiach znajduje wzsystko co moge pokochac...

Podroz sie skonczyla, zlani lzami na lotnisku mowilismy sobie do zobaczenia bez slow... Ischamudin, Babita (jego zona) i dzieciaki... Do zobaczenia z pewnoscia ze ono nastapi bez zadnej pewnosci jak i kiedy...

Ostatnie dni w delhi spedzilismy z nimi i pokochalismy sie jeszcze bardziej. odwiedzili nas dziennikarze i wysmarowali artykul o dwojce bialych ktorzy opuscili centrum Delhi by zamieszkac w slumsie z rodzina cyganow... Media w idiach maja te przykra wlasciwosc (zreszta jak prawie wszystkie media) ze sluchaja jedynie tego co pragana usyszec i tego co nie obciazy za bardzo swiadomosci ich czytelnikow... niezdziwilo nas zatem ze jedna trzecia artykulu to opis tego jak wyglada kanapka francuska i pierogi polskie ktore gotowalismy dla Ischamudina, miast doklady opis tego co naprade jest zyciem ludzi zamieszkujacych slamsy .
Dzinnikarka nie moze uwierzyc w to ze mozemy zniesc waruki zycia w slumsie... Dlaczego nie dziwi jej to ze ludzie znosza je tam od 50 lat?

Wyjechalismy z Indii z ogromnym bagazem ok. 60 kilo, sporo w tym doswiadczenia, ja zabralam ze soba rowniez kilka wszy ktore zlapalam w jednej ze szkol na poludniu, Giom okulary ( za szkla i badanie wzroku zaplacil lacznie 7 euro za co we Francji zaplacil by 150), no i cala masa prezentow dla tych ktorych uda nam sie najszybciej zobaczyc...

Lot byl niezwykle szybki , Delhi - Dubai ( to miast jest naprawde godne odwiedzenia coby zrozumiec ze swiat zmierza w dziwnym kierunku), Dubai- Paryz. Przyjezdza po nas, duzo bardziej opalona niz my, mama Gioma i na dzien dobry przy wyjezdzie z terminala pakuje nam sie w tyl auta maly bus... sprawa nie jest grozna ale blotnik ten z tyly szoruje nam o opone wiec nie mozemy jechac dalej...
Ten maly wypadek daje nam odczuc ze jestesmy na powrot w "dobrze zorganizowanej Europie" ... z dwuch powodow:
- w Delhi samochody mijaja sie o 5 cm, jeden popycha drugiego i wypadki sie nie zdarzaja, a jesli sie zdarza to ...
- tu kopniesz tam kopniesz - karoseria sie wygnie , dognie i mozna jechac dalej...
we Francji natomiast... w zwiazku z tym ze jestesmy wszyscy ubezpieczeni i placimy za to grube pieniadze to :
- przez pol godziny niemozemy sie oddzwonic do ubezpieczyciela,
- ubezpieczyciel przez pol godziny szuka mechanika ktory przyjechac ma na miejsce,
- mechanik nie jest stad wiec jedzie do nas prze kolejne pol godziny,
- przyjezdzajac na miejsce zabiera nam auto, bo nawet jesli moglby naprawic je na miejscu- ubezpieczyciel i tak placi za wszystko a jemu wygodniej pracowac w warsztacie,
- kolejna godzine czekamy na specjalna taksowke ktora odstawi nas i nasze bagaze do domu...
absurd, absurd, absurd... ubezpieczeni, extra-bezpieczni... za wszystko zaplaci upezpieczenie wiec pozwalamy sobie na absurd sterczenia 3 godziny na lotnisku i straty ogromnych pieniedzy... te pieniadze mogly by uratowac komus zycie... a wystarczylo tylko 5 min i pozadny kop ktory odgial by blache... zloszcze sie w srodku na absurd ... zyjemy w wysoko rozwinietych krajach i stajemy sie wysoko niedorowinieci... zloszcze sie i zasypiam na bagazu czekajac na taksowke...

Od kilku dni pogoda jest przecudna ... czasem budze sie rano i niewierze ze juz tu jestesmy...
znow mamy sraczki... do wszytkiego trzeba sie zaadoptowac na nowo...
podroz sie skonczyla ale trwa... mysle ze blog tez...

piszcie co u was... co widzicie... co slyszycie... co rozumiecie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz